3/06/2010
NIECH PAN ZMĘŻNIEJE!
Rush Limbaugh: Mój list do Prezydenta Obamy
Po widowisku Obamy napisałem list do Prezydenta, który chciałbym zachować na wieki:
Panie Obama,
Uważam, że jest już czas, żebyśmy serdecznie porozmawiali. Proszę mi pozwolić być ojcem, którego Pan nigdy nie miał lub nigdy naprawdę znał, ponieważ potrzebuje Pan pewnych wskazówek. Czas już zmężnieć. Czas wydorośleć.
Bycie Prezydentem jest wielką pracą. Jest wielką odpowiedzialnością. Pan chciał tej pozycji, Barack. Prowadził Pan o nią kampanię. Powiedział Pan społeczeństwu, żeby Panu zaufało i ono Pana wybrało. Jest Pan teraz Prezydentem najwspanialszego kraju, jaki kiedykolwiek znała ludzkość – ale Pan zachowuje się tak, jakby to wszystko przyszło do Pana, jakby Pan na to zasługiwał, jakby Pan był Mesjaszem, jakby Pan był lepszy niż ludzie, którym powinien Pan służyć. Nie toleruje Pan debaty lub różnicy poglądów.
Prezydent nie działa w ten sposób. Mamy Konstytucję; mamy czeki i balanse; mamy separację od władzy; mamy stany – i przede wszystkim, mamy ludzi.
To jest republika reprezentantów, Barack, a nie bananowa republika. I proszę mi pozwolić przypomnieć Panu: Karol Marks i Saul Alinsky nie są naszym Ojcami-Założycielami. To jest naród budowany na indywidualnej wolności, wolnym rynku i wierze. Ale Pan domaga się wierności innemu systemowi wierzeń, systemowi, który niszczy indywidualną inicjatywę i wolną wolę.
Pan pomieszał wszystko. Już czas przestać się oszukiwać i czas przestać winić innych. Najwyższy czas, żeby Pan wszedł do biura, o które Pan walczył i które Pan osiągnął. Czas przejąć obowiązki Prezydenta, a nie udawać, że się nim jest.
• Doprowadził Pan dług narodowy na skraj przepaści. Pan obowiązkiem jest to naprawić. Teraz. Albo nasi młodzi ludzie nie będą mieli przyszłości.
• Mylił się Pan dając terrorystom konstytucyjne prawa. Pan, Panie Prezydencie, naraża bezpieczeństwo tego narodu. Teraz niech Pan to naprawi! Niech Pan zmieni kurs i wyśle terrorystów z powrotem do Guantanamo Bay, gdzie jest ich miejsce.
• Nie ma Pan racji, nacjonalizując kolejne gałęzie przemysłu, od samochodów po banki. Niszczy Pan konkurencję i miejsca pracy. Musi Pan przestać to, co Pan robi, zanim następne miliony rodzin zbankrutują z powodu Pańskiwej błędnej polityki.
• Niech Pan przestanie oskarżać Busha. Pańskie stałe zabijanie charakterystyki swoich poprzedników źle się odbija na Pańskiej własnej charakterystyce. Pojawia się Pan skowyczący, niepewny, niedojrzały. Niech Pan przestanie! George W. Bush już nie jest Prezydentem. Niech Pan stanie na swoich własnych dwóch nogach. Niech Pan broni własnych decyzji lub zmieni je.
Poza tym, Pańskie ataki na Busha są nieuczciwe. Niech Panu przypomnę, Barack: jako Senator, głosował Pan za każdym wydatkiem, jaki Pan widział. Jednym z powodów, dla których Bush proponował wszystkie te wydatki, była „dwupartyjność”, próbował pogodzić się z ludźmi jak Pan. Czy widzi Pan, do czego go to doprowadziło? Chce Pan jedynie poniżać człowieka, który już dawno odszedł – ale jest Pan w każdym calu winien wymykającym się spod kontroli, szalonym wydatkom, na które się Pan uskarża, gdyż Pan na nie głosował. A teraz dodał Pan do nich biliony.
Barack, nie jak większość Prezydentów, ma Pan do czynienia z super większością kolegów demokratów w obu izbach Kongresu. Zadziwia mnie, że, z tym całym gadaniem o Pańskiej zdolności przekonywania i komunikowania się, nie potrafi Pan utrzymać razem nawet członków własnej partii. Czy to jest też wina Busha? Czy winą banków, firm ubezpieczeniowych, czy lobbystów jest to, że nie potrafi Pan utrzymać własnej Partii Demokratycznej zjednoczonej? Lub czy jest to problem z Pańskim przywództwem?
Jest to to ostatnie, Panie Prezydencie. Pan nie jest przywódzcą. Jest Pan agitatorem i organizatorem społeczności. To jest Pan: coś Pan źle robi.
Ludziom w Virginii nie podoba się to, co Pan robi. Ludziom w New Jersey nie podoba się to, co Pan robi. Ludziom w Massachusetts to się nie podoba. Ludziom w całym kraju to się nie podoba, ponieważ mają możliwośc informowania się poza Pańskim sykofanckim prasowym korpusem i to robią. Członkom Pańskiej własnej większości rządzącej nie podoba się to, co Pan robi. Wymaga to pewnych autorefleksji, pewnych rozważań.
Pierwszy raz w Pańskim życiu nie ma nikogo, kto by przesłonił Pańskie błędy. Nie ma nikogo, kto by dał Panu A, gdy naprawdę zasługuje Pan na C lub D. Nie ma nikogo, kto by przepisał patetyczny przegląd prawnej zasady, żeby wyglądał jak Pański. Czy zdaje sobie Pan, Panie Prezydencie, sprawę z tego, że nie jest Pan tak fajny, jak Pan myśli? Czy zdaje Pan sobie sprawę, że psuje Pan wszystko? Czy zdaje Pan sobie sprawę, że musi Pan się wiele nauczyć i że musi Pan wziąć pod uwagę własne możliwości?
Wydaje się, że ma Pan wielu wrogów, przynajmniej w Pańskiej świadomości. Częściowa lista zawiera Fox News, firmy ubezpieczeniowe, banki, przedsiębiorstwa naftowe, „grupy szczególnych interesów”, Sąd Najwyższy, republikanie, gospodarze programów telewizyjnych, dyrektorzy, każdy, kto zarabia ponad $250.000 rocznie, firmy pożyczkowe, firmy kart kredytowych – można tak wyliczać i wyliczać. Ma Pan najdłuższą listę wrogów spośród wszystkich, których znam.
Ci ludzie nie są Pańskimi wrogami, Barack. Są oni Amerykanami. Są częścią tego, co czyni ten kraj. Nie może Pan się wspinać do wielkości w żadnej skali, nawet retorycznej. Niczego nie dał Pan temu krajowi. Pan zabiera mu. Wyrządza Pan szkody.
Tym nie mniej, jak tyran, chodzi Pan dookoła grożąc ludziom, dzięki którym ten kraj działa, mówiąc 28 stycznia: „Nie chcę postawy ‘jeśli Obama przegra, to my wygramy’”. Pan nie chce tej postawy? Pan nie ma prawa kontrolować postaw Amerykanów. Grozi Pan każdemu, kto się z Panem nie zgadza. Próbuje Pan ich zniechęcać. Smaruje ich Pan.
Ale to nie jest to, co robią Prezydenci. Ma Pan przewodniczyć, nie poprzez grożenie udziom, ale przez zachęcanie ich, obejmowanie ich, dziękowanie im, inspirowanie ich. Co gorsza, wydaje się, że nie docenia Pan wielkości tego narodu! Sposób, w jaki edukowano Pana o tym kraju jest boleśnie oczywisty. Pan uważa, że jest on winny i niesprawiedliwy. Wierzy Pan, że Ameryka powinna być zburzona, żeby Pan mógł ją odbudować.
Ale został Pan wybrany na Prezydenta, nie na dyktatora. Musi Pan operować w ramach Konstytucji – bez względu na to, jak bardzo się ona Panu nie podoba. Nie jest Pan ponad prawem i nie jest Pan ponad ludźmi. Został Pan wybrany, żeby służyć ludzion, a nie dyktować im. Jest Pan na naszych usługach; nie należymy do Pana.
Wątpię, czy ten mały wykład odniesie skutek, szczególnie gdy się weźmie pod uwagę występ, w którym użył Pan słowa „ja” 96 razy w ciągu 70 minut. Ale jeśli Pan prawdziwie chce zrozumieć swój własny naród, wzięcie sobie tego listu do serca może przynieść Panu jakiś pożytek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz